Po niemalże miesiącu nieobecności pomyślałam, że powinnam
się usprawiedliwić. Chociaż odrobinę. Kiedyś to Rodzicielka pisała zwolnienia i
usprawiedliwienia, teraz trzeba wziąć się w garść i samemu brać
odpowiedzialność. Za wszelkie głupoty. Nawet za brak aktywności w internetach.
Bardzo proszę o usprawiedliwienie mojej nieobecności w dniach...
Chociaż z drugiej strony… Nie, nie czuję potrzeby
usprawiedliwiania się za to, że nie pisałam. Z radością posprzątałam w pokoju i
schowałam laptopa, którego sam widok wywoływał we mnie zwierzęcy instynkt i
zaczynałam warczeć. W przypływie energii skosiłam trawę na podwórku. Obejrzałam
większość mundialowych rozgrywek (Argentyno, smuteczek!). Kilka razy usnęłam
nad książką, żeby obudzić się o 4 w nocy i stwierdzić, że żarówki energooszczędne
to dobra opcja. Zahuśtałam huśtawkę, próbując stopą dotknąć żeglującego po
niebie obłoku. I rwałam wiśnie w deszczu, aż nieprzemakalna kurtka zaczęła
dawać znać, że metka trochę oszukuje i ta kurtka wcale nie jest taka
nieprzemakalna. Zbierałam też jagody, by później polepić pierogi i pouśmiechać się
na fioletowo...
Ciąg dalszy nastąpi.
Przeszłam na trochę inne obroty. I dzięki temu komputer też
przestał się przegrzewać. Nieobecność usprawiedliwiona, kontynuuję sezon
ogórkowy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz