Czytanie to najprostsza i
najtańsza forma podróżowania. Najtańsza? Na pewno tańsza niż ta oferowana przez
biura podróży. Jeżeli ktoś ma manię kupowania książek lub całych serii, to
wiadomo – koszta nieco rosną, ale zawsze można się przejść do biblioteki i
chociaż przez miesiąc z ewentualną prolongatą doświadczyć podróżniczych wrażeń
literackich. W każdym razie tańsza czy najtańsza forma wcale nie znaczy gorsza.
W tym przypadku tańsza znaczy tyle, co dająca więcej możliwości, więcej własnej
ingerencji. Bez tankowania, opłat autostradowych i winiet. Marzy ci się kosmos,
lecisz. Chcesz zobaczyć zapierający dech w piersiach widok, zamykasz się w
podniebnej celi Orlego Gniazda wraz z Tyrionem Lannisterem – przy okazji krótka
przechadzka po wyżynach umysłowych karła gwarantowana. Znowu wkrada się Martin…
Pokochałam tego człowieka, nic nie poradzę!
Czytanie czytaniem, a życie
życiem. Nie słyszałam (jeszcze), żeby ktoś poślubił postać fikcyjną. Aczkolwiek
wiem, że takie pomysły są i niejedna zaczytana marzy nie o księciu z bajki, ale
właśnie o wręcz namacalnym, unerwionym, psychologicznie i emocjonalnie
rozwiniętym mężczyźnie - wykreowanym
przez pisarza, bagatela. Przykład? Pan Darcy. Teraz powinien popłynąć rwący
potok łez uwiedzionych przez wyżej wspomnianego absztyfikanta dam.
Tak serio, to po prostu czasami
obawiam się, że zaczytam to życie. Zaczytam! Przeoczę coś, nie zauważę, nie
odwzajemnię znaczącego uśmiechu, przypalę obiad, zapomnę wsiąść do autobusu powrotnego
do domu czy coś tam innego. A z drugiej strony martwię się, że nie starczy mi
czasu i pary oczu na przeczytanie tego, co chcę.
Gdy otworzyłam książkę, harmider
popołudniowej stolicy ucichł, jakby zagłuszyła go lektura. Jakby przestarzałe już nieco strony wchłonęły całą otaczającą rzeczywistość i umiejscowiły ją w spisie streści, żebym później mogła do niej z łatwością powrócić. Wibracja
telefonu w kieszeni spodni – na siedem piekieł, nie teraz! Muszę dokończyć
rozdział!
Jaką czytasz książkę? Mogłabyś się uśmiechnąć i machać nóżkami, skoro
nie dotykasz ziemi.
I nagle moja obawa, że zaczytam
życie zniknęła. Nie wiem, co przyciągnęło wzrok znajomego. Ja, książka, którą
czytałam czy fakt, że siedząc na ławce pod przystankową wiatą, nie dotykałam
ziemi… W każdym razie – podróżujący literacko też są zauważani. Nie są pożerani przez jakąś supermasywną czarną dziurę ani nie giną w czasoprzestrzeni. A to akurat
dobrze rokuje!