Spodobali się sobie.
Zdecydowanie. Spojrzenia się spotkały i stało się. Bez dwóch zdań – to było to
coś, co przyprawia o przyjemne skurcze brzucha. Kibicowałam im! Podświadomie
dopingowałam. Mówiłam w myślach: No
dalej, dajesz! Odezwij się do niej! Głowy nie urwie, a może doczepi Ci
skrzydła! Ruchy!
Najpierw zerkali, niby
przypadkiem rzucali okiem. Później bardziej powłóczyście, z zatrzymaniem,
chwilą zastanowienia. Następnie się uśmiechali, przygryzali wargi… Ostatecznie,
wciąż wydymając usta, spuszczali oczy i odwracali wzrok z tłumionym śmiechem
dziwnej radości.
A ja przerzucałam wzrok z jednego
na drugie. I tak oni patrzyli na siebie, ja patrzyłam na nich, inni patrzyli
się w szyby i na patrzeniu się skończyło. Wiedziałam, że tak się skończy. Nie
musiałam patrzeć. Zawsze się tak kończy.
Drzwi się rozsunęły. Ona wyszła,
on został. I patrzył. Pomyślałam: Głupi.
Wsiadłaś na Placu Wilsona. Miałaś na sobie granatowy płaszcz, jeansy i
czarne baleriny. Na głowie burzę kasztanowych włosów. Czytałaś. Zauważyłaś, że
się na Ciebie patrzę, wtedy schowałaś książkę do czarnej torby i też zaczęłaś
na mnie zerkać… Wysiadłaś na Polu Mokotowskim. Chętnie bym Cię znowu zobaczył,
chłopak w… [i tu przypomina, w co był ubrany]. Kliknij lajka albo napisz coś w komentarzu.
Zapamiętał jedną setną
wyposażenia jej szafy – szok, co? Ale się musiał na nią patrzeć! Niczym to
cielę na malowane wrota. Cielę w związku frazeologicznym i w życiu. Musiał się
patrzeć, bo nie łaska werbalnie zaprosić na kawę/herbatę/spacer etc., tylko
trzeba sprytnymi palcami wystukać na klawiaturze, że chętnie bym… A może ona
żyje społecznie, ale zupełnie poza wirtualnym światem? O cholera, o tym
nie pomyślałeś, hm?
Ponoć nieużywany narząd zanika. Nie
ponoć. To prawda. Smutna w dodatku. Coraz rzadziej rozmawiamy, dlatego po
prostu czasami brakuje nam języka w kolokwialnej gębie. I chociaż Internet stał
się oknem na świat, to przy okazji zamknął nas w egzystencjalnej, mocno
ograniczonej klatce. A jak wiadomo klatka nie ma okien… Więc ten cały postęp
techniczny to trochę naciągane osiągnięcie ludzkości. Bo co z tego, że mamy
łatwiejszy dostęp do informacji, skoro nie potrafimy się nimi wymieniać po
ludzku? Czyli w kontakcie rzeczywistym, bezpośrednim. Trochę jakby odebrano nam
to, co w nas najlepsze… Jakiś pierwiastek człowieczeństwa. Bo rozmowa to chyba
cecha dystynktywna ludzi… Chociaż zwierzęta też się jakoś komunikują i wcale
nie potrzebują okna na świat!
Jestem ostatnią osobą, która
powinna się nad tym zastanawiać, bo postęp techniczny pochłoną mnie w takim
samym stopniu, jak chłopaka, który chętnie by… Ale przyznajcie – coś w tym
jest. Rozmawiamy zdecydowanie mniej, boimy się tego. Nie uprawiamy należycie
tej dyscypliny interpersonalnej. Nie chodzi, rzecz jasna, o pogaduszki pogodowe…
Chociaż może i takie pogaduszki to dobry
pretekst, żeby po prostu otworzyć buzię i użyć aparatu mowy.
Jakiś czas temu jechałam z koleżanką
metrem. Zagadałyśmy się. A może jednak zapatrzyłyśmy… Umknęło nam, jaka teraz
będzie stacja. Zaczęłyśmy się głośno nad tym zastanawiać. I stało się! Jakiś
chłopak stojący obok WYARTYKUŁOWAŁ, że Ratusz Arsenał. Proste? Proste. Podziękowałyśmy.
NA GŁOS. Chociaż może powinnyśmy inaczej…
Dwie dziewczyny, które zagadały się i nie zwróciły uwagi, jaka będzie
następna stacja, dziękują chłopakowi ubranemu w… [i tu, w co był ubrany] za informację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz