sobota, 22 marca 2014

Spotted: Metro

Spodobali się sobie. Zdecydowanie. Spojrzenia się spotkały i stało się. Bez dwóch zdań – to było to coś, co przyprawia o przyjemne skurcze brzucha. Kibicowałam im! Podświadomie dopingowałam. Mówiłam w myślach: No dalej, dajesz! Odezwij się do niej! Głowy nie urwie, a może doczepi Ci skrzydła! Ruchy!
 
Najpierw zerkali, niby przypadkiem rzucali okiem. Później bardziej powłóczyście, z zatrzymaniem, chwilą zastanowienia. Następnie się uśmiechali, przygryzali wargi… Ostatecznie, wciąż wydymając usta, spuszczali oczy i odwracali wzrok z tłumionym śmiechem dziwnej radości.
 
A ja przerzucałam wzrok z jednego na drugie. I tak oni patrzyli na siebie, ja patrzyłam na nich, inni patrzyli się w szyby i na patrzeniu się skończyło. Wiedziałam, że tak się skończy. Nie musiałam patrzeć. Zawsze się tak kończy.
 
Drzwi się rozsunęły. Ona wyszła, on został. I patrzył. Pomyślałam: Głupi.
 
Wsiadłaś na Placu Wilsona. Miałaś na sobie granatowy płaszcz, jeansy i czarne baleriny. Na głowie burzę kasztanowych włosów. Czytałaś. Zauważyłaś, że się na Ciebie patrzę, wtedy schowałaś książkę do czarnej torby i też zaczęłaś na mnie zerkać… Wysiadłaś na Polu Mokotowskim. Chętnie bym Cię znowu zobaczył, chłopak w… [i tu przypomina, w co był ubrany]. Kliknij lajka albo napisz coś w komentarzu.
 
Zapamiętał jedną setną wyposażenia jej szafy – szok, co? Ale się musiał na nią patrzeć! Niczym to cielę na malowane wrota. Cielę w związku frazeologicznym i w życiu. Musiał się patrzeć, bo nie łaska werbalnie zaprosić na kawę/herbatę/spacer etc., tylko trzeba sprytnymi palcami wystukać na klawiaturze, że chętnie bym… A może ona żyje społecznie, ale zupełnie poza wirtualnym światem? O cholera, o tym nie pomyślałeś, hm?
 
Ponoć nieużywany narząd zanika. Nie ponoć. To prawda. Smutna w dodatku. Coraz rzadziej rozmawiamy, dlatego po prostu czasami brakuje nam języka w kolokwialnej gębie. I chociaż Internet stał się oknem na świat, to przy okazji zamknął nas w egzystencjalnej, mocno ograniczonej klatce. A jak wiadomo klatka nie ma okien… Więc ten cały postęp techniczny to trochę naciągane osiągnięcie ludzkości. Bo co z tego, że mamy łatwiejszy dostęp do informacji, skoro nie potrafimy się nimi wymieniać po ludzku? Czyli w kontakcie rzeczywistym, bezpośrednim. Trochę jakby odebrano nam to, co w nas najlepsze… Jakiś pierwiastek człowieczeństwa. Bo rozmowa to chyba cecha dystynktywna ludzi… Chociaż zwierzęta też się jakoś komunikują i wcale nie potrzebują okna na świat!
 
Jestem ostatnią osobą, która powinna się nad tym zastanawiać, bo postęp techniczny pochłoną mnie w takim samym stopniu, jak chłopaka, który chętnie by… Ale przyznajcie – coś w tym jest. Rozmawiamy zdecydowanie mniej, boimy się tego. Nie uprawiamy należycie tej dyscypliny interpersonalnej. Nie chodzi, rzecz jasna, o pogaduszki pogodowe…  Chociaż może i takie pogaduszki to dobry pretekst, żeby po prostu otworzyć buzię i użyć aparatu mowy.
 
Jakiś czas temu jechałam z koleżanką metrem. Zagadałyśmy się. A może jednak zapatrzyłyśmy… Umknęło nam, jaka teraz będzie stacja. Zaczęłyśmy się głośno nad tym zastanawiać. I stało się! Jakiś chłopak stojący obok WYARTYKUŁOWAŁ, że Ratusz Arsenał. Proste? Proste. Podziękowałyśmy. NA GŁOS. Chociaż może powinnyśmy inaczej…
 
Dwie dziewczyny, które zagadały się i nie zwróciły uwagi, jaka będzie następna stacja, dziękują chłopakowi ubranemu w… [i tu, w co był ubrany] za informację.
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz