sobota, 26 kwietnia 2014

Czytasz Martina? A niech to, pójdę z tobą nawet za Mur!

- Musimy zajechać do karczmy, zgłodniałem – mruknął pod nosem Ogar.
 
Arya nie wyglądała na zadowoloną. Ani z zachcianki naszego kompana, ani z tego, że nie wiedziała, gdzie jesteśmy. To na pewno nie była droga na Mur. Na pewno nie.
 
- Zrozum - karczmy to teraz rzadkość. Możemy zajechać do KFC, tam będą Twoje ulubione kurczaki  – powiedziałam.
 
W mgnieniu oka znaleźliśmy się przy ladzie zamówień - ja z Aryą, Ogar jeszcze przywiązywał konie.
 
- Na siedem piekieł! Ned, przecież Ty nie żyjesz! Dlaczego sprzedajesz kurczaki w KFC?!
 
W tej chwili Ogar wyjął z pochwy miecz, przedłużenie ręki, i zatopił go w karku Starka. Wytarł stal o serwetki wyłożone na ladzie.
 
- Odechciało mi się jeść. Jedziemy dalej  – powiedział i zawrócił na pięcie.
 
- Na bogów, nienawidzę cię! I przysięgam, że kiedyś cię zabiję! – wrzasnęła Arya.
 
- Wizji Martina musi stać się zadość.  VALAR MORGHULIS, ptaszyno – rzucił przez ramię i sięgnął po nadgryzionego kurczaka, którego facet w kolczudze trzymał w ręce.  
 
Doszłam do wniosku, że to świetny moment, aby się obudzić. Puenta była bezbłędna. Doskonale ją zaprojektowałam! Aha, bo zapewne wiecie… ponoć czytanie uzależnia i powoduje trwałe zmiany w sposobie myślenia. Ja dodam do tego, że nie tylko myślenia – również śnienia. Odkąd zaczęłam czytać serię Pieśni Lodu i Ognia G.R.R. Martina, cóż – moje sny się diametralnie zmieniły. Są wręcz paradoksalne. Kumulują sceny z rozdziałów przeczytanych przed snem. Byłam w Królewskiej Przystani, gdy dziki ogień pochłaniał flotę Stannisa Baratheona, serio!
 
Ale co na to moja psychika? Wczułam się w książkę z gatunku fantasy… i przeżywam ją nawet podczas snu. Świadomego w dodatku. Słyszeliście o tym? Sen, w którym człowiek zdaje sobie sprawę, że śni. Kontroluje wydarzenia, jakby nie patrzeć, oniryczne! Projektuje każdą chwilę… Fantastyczna sprawa. Choć też trochę frapująca, bo to jednak dziwne uczucie, gdy uświadamiasz sobie, że bardziej pociąga cię świat odrealniony niż ten rzeczywisty…
 
Ten strach przed zbliżającym się końcem, prześwitująca ostatnia strona książki. I kac książkowy. Wiecie, o czym mówię, prawda?
 
Książki mają w sobie coś boskiego. To na pewno. A Martin, ze swoim geniuszem i zadziwiającą fantazją, stał się moim bożyszczem na dłuższą chwilę. Szkoda tylko, że ta chwila przypadła na nieubłagalnie zbliżającą się sesję.
 
Pozdrowienia z Westeros!

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz