wtorek, 1 kwietnia 2014

Jaglińskiej wyścig z czasem

Myślałam, że to koniec. Na dziesiątą rano miałam być w Warszawie, ale miński autobus postanowił zrobić wszystkim pasażerom primaaprilisowy psikus i rozkraczył się zaraz po tym, jak zdążyłam do niego wsiąść. Przypadek? To drugi raz w ciągu trzech tygodni, więc nie sądzę.
 
Oczywiście zaczęłam naprędce szykować sobie retoryczną mowę usprawiedliwiającą. Następny autobus za jakieś dwadzieścia minut… A ja nie po to kupowałam bilet miesięczny, żeby wydawać studenckie miliardy monet na jednorazowy do stolicy.
 
Koleżanka od dawna namawia mnie na wyprawę autostopową. Cóż, kiedyś musi być ten pierwszy raz – z koleżanką czy bez. Ku zaskoczeniu moich byłych współpasażerów stanęłam na krawędzi chodnika i zaczęłam… autostopować. Tak zwany akt desperacji.
 
Było niespełna dwadzieścia pięć minut do dziesiątej. Zwątpiłam, gdy olał mnie piąty, dziesiąty, pięćdziesiąty kierowca. Pan z ciężarówki przynajmniej mi odmachał. Uroczy gest! Kiedy na twarzach osób stojących obok zaczęły pojawiać się kpiące miny, poczułam się lekko zażenowana. Weź się, idiotko, przecież nikt się nie zatrzyma. I miałam już dać za wygraną, i wydać tę dychę na jednorazowy do stolicy, gdy przy ostatnim machnięciu ręką zatrzymał się on! Czarny, wypolerowany po zimowej wegetacji motocykl.
 
Najpierw zauważyłam przyjemnie mruczący dwuślad, a dopiero później jego właściciela. Wtedy to ja zaczęłam mruczeć. Motocyklista zdjął kask…  Zawsze wiedziałam, że mężczyźni lubiący wysoki poziom adrenaliny to wspaniali mężczyźni. Szczególnie motocykliści. Trzydniowy zarost, ciemne zmierzwione włosy, szarmanckie spojrzenie i dziarka tajemniczo wyłaniająca się zza skórzanej kurtki.
 
- Dokąd podrzucić?
- Do Warszawy, na Gocław.
- To po drodze. Masz szczęście, że wziąłem drugi kask. Jechałaś już kiedyś?
- Nie, nie w takich okolicznościach.
- To trzymaj się mocno.
 
Oczywiście, masz ciało Adonisa – nie musisz mnie do tego zachęcać. Motocykl zawarczał. Ja posłałam moim byłym współpasażerom słodkiego buziaka i odjechałam z nieznajomym facetem. Podejrzewam, że ci, którzy nie wierzyli w skuteczność mojego autostopowego szczęścia, jeszcze zbierają szczęki z chodnika…
Na Gocławiu byłam na czas. Okazało się, że właściciel motocykla jechał do pracy. Jest barmanem w pubie i chętnie umówi się ze mną, żeby zaprezentować swoje zdolności. Manualne.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz