Dzisiaj byłam uczestnikiem
najdurniejszej rozmowy telefonicznej. Najdurniejszej od czasu, gdy w ogóle
zaczęłam mówić do słuchawki halo. Ewentualnie
tak, słucham. Czyli od dawna. Od równie długiego czasu powtarzam mojej
Rodzicielce, że czas najwyższy zlikwidować telefon stacjonarny, bo jest
niemiłosiernie irytujący. Szczególnie dlatego, że dzwonią na niego wyłącznie
ludzie parający się nękaniem innych ludzi wyrafinowaną ofertą promocji, spotkań i
niepowtarzalnych okazji. Żadna praca nie hańbi, ale ta z pewnością nie
uszlachetnia – choć pracować trzeba. Więc gdy dzwoni ten nieszczęsny
stacjonarny, to najzwyczajniej w świecie go nie słyszę. Wciskam mute i po sprawie. Ale dziś mnie podkusiło. Tak cholernie mnie
podkusiło, że przysięgam, iż był to ostatni raz, kiedy pofatygowałam się po
kilkunastu schodach z góry na dół do telefonu.
Oferujemy… Zapraszamy… Będzie Okrasa… Garnki do gotowania na parze…
Zdrowe jedzenie… Fit… Slim… Mainstream… W d… nam się poprzewracało i nie wiemy
już, na czym zarabiać… Żelazko dla każdego… Przyzna Pani, że interesująca
oferta?
Nie.
Na jaki adres mogę wysłać zaproszenie? Jak ma Pani na imię? Marta, och,
wspaniałe imię. Kogo Pani zabierze ze sobą na to wydarzenie? Żelazko dla
każdego. Piękne imię…!
Nie mam pojęcia, czy typ był
wczorajszy czy dzisiejszy, może przygłuchy. Na pewno miał problem z analizą
semantyczną wyrazu nie, czyli zbitki
trzech liter z najwyższej półki polskiej leksyki. Dodatkowo trajkotał głosem
porannego słowika, co już doprowadzało mnie do szału. Mówię, że nie chcę
zaproszenia, że nie przyjdę, że nie zamierzam nikogo zabrać, że i tak jem
zdrowo, że…
A to skoro Pani jest kucharką (nie mam pojęcia, skąd takie
przypuszczenie) albo specjalistką od
gotowania (zdecydowanie tak, profesjonalnie przyprawiam świąteczne sałatki), to tym bardziej trzeba wziąć udział
w tym niepowtarzalnym wydarzeniu…
… które odbywa się bez mała dwa
razy w miesiącu. A specjalistką od gotowania to jestem taką, że ostatnio
niemalże zjarałam garnek. Nie, dziękuję. Jeżeli procedura przewiduje wysłanie
zaproszenia, to bardzo proszę.
A kogo, a kogo Pani zabierze ze sobą, Pani Marto? Pani ma takie cudowne
imię, już to Pani mówiłem? Jeszcze trzy osoby może Pani ze sobą zabrać… Żelazko
dla każdego!!
Przepraszam, a jak cudowna jest
Pańska godność?
Moja godność? Moja godność będzie do zaprezentowania na spotkaniu…
A
zatem Panie MojaGodnośćBędzieDoZaprezentowaniaNaSpotkaniu, bardzo dziękuję za
rozmontowanie mi dnia. Przy okazji mam dla Pana kilka cennych uwag – tak na
przyszłość, choć niech ze mną tej przyszłości Pan nie wiąże, bo już więcej nie
odbiorę żadnego telefonu z rodzaju stacjonarnych. Warto byłoby podać miejsce,
datę i godzinę spotkania, a nie podszywać się pod marnej jakości trefnisia i
bajerować tym swoim kastrackim głosikiem. Bajerować w cudzysłowie
oczywiście. Bo gdybym nawet chciała się wybrać (ale nie chcę!) na to, jak Pan to zgrabnie ujął,
niepowtarzalne wydarzenie, to nie wiedziałabym, dokąd mam iść. I nawet nie
miałabym się na kogo powołać. Chyba że na Pana o oryginalnym nazwisku
MojaGodnośćBędzieDoZaprezentowaniaNaSpotkaniu. Bez odbioru.
Ależ Pani drapieżna… To na jaki adres wysłać to zaproszonko?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz