Pamiętam, jak pani od biologii
powtarzała nam na lekcjach, żeby dużo płakać, bo ciecz łzowa oczyszcza gałkę
oczną. Usuwa drobnoustroje i nawilża. I później oczy ładnie błyszczą.
Przed randką więc wypadałoby popłakać, żeby mieć w oczach ponętne kurwiki, jak
te panie z okładek kolorowych pisemek. Tylko należy płakać przed nałożeniem
makijażu, ale to każda, wyedukowana za młodu przez starszą siostrę, kobieta wie
i będzie tę wiedzę z namaszczeniem przekazywać dalej.
Z punktu widzenia biologii płacz
faktycznie jest błogosławieństwem. Ale gdyby spojrzeć na to z innej strony?
Właściwie… dlaczego płaczemy? Dzieci w Afryce (i nie tylko) płaczą, zdradzone
kobiety płaczą, płaczą też rodziny, w których dzieje się źle (jak na standardy
unijne). Bezdomni też płaczą, płaczą uczniowie i studenci. I faceci płaczą (tak,
panowie, płaczecie). W zasadzie, kto z nas nie płacze?
Jak tak sobie o tym myślę, to
płacz jest synonimem niemocy. Nie potrafimy wytłumaczyć czegoś werbalnie, więc
tłumaczymy niewerbalnie – łzami. Jest to w jakiś sposób upokarzające (no bo
jak to, człowiek XXI wieku taki elokwentny i wyedukowany, z drzewa ponoć już
dawno zszedł, i nie potrafi się wysłowić?). I dotyczy chyba głównie tych,
którzy nie są gruboskórni emocjonalnie (a ci, którzy są gruboskórni, popłakują sobie mentalnie - jestem tego pewna). Płaczemy, bo nie możemy sobie czegoś
darować. To cholernie poważna sprawa. To nie jest żaden poetycki krzyk bólu itede,
itepe. Płacz nie jest nawet czymś do końca zewnętrznym. Bo jakby spojrzeć na to znowu pod kątem biologicznym – gruczoły znajdują się wewnątrz ciała, a niektóre z
nich po prostu lubią się uzewnętrznić i wyjść na światło dzienne. W przypadku
gruczołów łzowych też światło lampki nocnej lub to, które jest emitowane przez Księżyc
i gwiazdy.
Płacz to taki supełek myśli,
doznań, emocji, bujnego życia wewnętrznego i zewnętrznego. Supełek, który
kumuluje całą egzystencję konkretnego osobnika (nawet tego, który jeszcze z
drzewa nie zszedł). Czasami ktoś (lub coś) go bezceremonialnie rozwiąże. Wtedy zreflektuj
się, czy przypadkiem nie masz nałożonego makijażu.
Martucha, pominęłaś płacz ze szczęścia :) ja nie płaczę z niemocy i smutku, bo ja to wredna suka jestem... pozdrawiam (AniaB p.s. nie mam pojęcia dlaczego google mnie nie rozpoznaje :( )
OdpowiedzUsuńAnia, dobrze, że się podpisałaś, bo tą wredną suką wprowadziłabyś mnie w błąd ;) Swoją drogą... nie wiem, dlaczego Google Cię nie rozpoznaje... ale miło, że wpadłaś poczytać :)
UsuńMam to na każdym meczu polskich piłkarzy :/
OdpowiedzUsuńA to to już raczej śmiech przez łzy ;)
Usuń