środa, 5 lutego 2014

Umówmy się - obiecałam, że pomyślę. Więc pomyślałam

Mama chciała Martę. Siostra chciała Weronikę. Tata chciał Izę. Brat chciał brata. Była więc wielka kłótnia, płacz i brak akceptacji stanu faktycznego.
 
Urażona duma Taty. Niespełnione marzenie Brata. Na akcie urodzenia, zatwierdzona już przez USC, Marta Weronika.
 
I choć Brat zabierał ją na boisko, ścigał się z nią na rowerach po piaszczystych dołach ulicy, puszczał Aerosmith i Metallicę i układał świecące w ciemności puzzle hrabiego Draculi, stanu faktycznego nie zmienił. Bo kto to wtedy o tym szumnym genderze słyszał… W ramach jasności: na dziewczynę wygląda, dziewczyną się czuje i gdy zagląda pod sukienkę to… zdecydowanie dziewczyną jest. Więc siła woli Brata nie pomogła i trzeba mu było zaakceptować to, co się Rodzicom przydarzyło jedenaście lat, jeden miesiąc i jeden dzień po jego narodzinach. Nawet na swój sposób ją polubił. Wyrwał jej kiedyś pukiel włosów mikserem. Ciasto było do wyrzucenia, ale włosy po pewnym czasie odrosły zdecydowanie bujniejsze. I kręcone. Nadal uważa, że to przez ten mikser, nie geny.
 
Nie lubiła czytać. Lubiła, gdy jej czytano – wtedy chowała się pod kołdrę i słuchała. Denerwowała się, gdy jej mówiono o supletywizmie. Człowiek i ludzie? Przecież to nielogiczne… Na „traktor” mówiła „trataktor”, na „miskę” - „mista”. Miała ciocię Erę, bo wolała sonorne „er” od „el”. Kiedyś na liście z zakupami napisała „ser żółty” z dwoma błędami ortograficznymi i Siostra nie chciała jej zabrać do sklepu. Siedziała i przepisywała ten nieszczęsny „ser żółty” sto razy. Bez błędu. Nauczyła się.
 
Chciała być weterynarzem. Lubiła tabliczkę mnożenia. Wypracowania pisała w stanie załamania nerwowego, bo nie wiedziała, kiedy zrobić akapit.
Dziś uskutecznia zupełnie czarną magię gdzieś w głębi Lasu Bielańskiego. Z błyskiem w oku słucha medycznych smaczków. Z wypiekami na policzkach czyta popularnonaukowe artykuły…
Przedstawiłam się niekonwencjonalnie. Bo skoro można snuć myśli nieczyste i pisać wiersze białe, to i witać się można po swojemu.
Na początek chyba wystarczy. Systematyczności nie obiecuję. Ale pomyślałam, że 5 lutego to całkiem fajna data, żeby zrealizować to, co obiecałam. Albo raczej to, co na mnie zostało wymuszone. Jakby nie było - mam nadzieję, że obie strony będą kontente.

5 komentarzy: